Do Meridy przyjezdzamy jeszcze przed poludniem i najpierw logujemy sie w naszym hotelu. Miejsce zdecydowanie warte polecenia- hotel znajduje sie w sercu miasta, przy ulicy calle 60 która prowadzi do głównego placu zwanego Plaza Grande. Poza świetnym położeniem, hotel ma rownież do zaoferowania basen, piękne patio z fontanna i ciekawy wystrój wnętrza.
Temperatura w południe jest tak wysoka, ze decydujemy sie położyć w cieniu na trawce na placu Plaza Grande zeby przeczekać największy upał. Agata z namiętnością czyta przewodnik, Olafek hasa po trawie, a Tomek z Ewa delektują sie zimnym piwkiem i przysmakami- ciescie francuskim z szynka i cukrem (!) oraz pysznym lodem kokosowym. Plac otoczony jest ciekawymi zabudowaniami, jest tam min Casa de Montejo czyli pałac pierwszych hiszpańskich gubernatorów z XVI w., ratusz z zabytkowym zegarem oraz katedra.
Po południu idziemy na tradycyjny meksykański posiłek do lokalnej knajpki pod gołym niebem. Zjadamy tam min zupe limonkowa (sopa de lima) oraz salbutes czyli kukurydziane placuszki smażone na głębokim tłuszczu z mięsem wieprzowym, warzywami i salsą. Za posiłek dla 3 osób, 2 piwa i sok płacimy za nasza trójkę 50zl! Lubimy takie ceny:)
Wieczorem po zachodzie słońca idziemy jeszcze obejrzeć najstarsza w Amerce katedre wzniesiona w XVI w. Po położeniu Olafka spac udajemy sie jeszcze na margarite do pubu, położonego tuż pod naszym pokojem, dzieki czemu nasza "niania" pozwala obserwowac czy Olafek spi. I tu zaskoczenie- limonkowa margarita jest tak mocno słona, ze nie da sie jej do końca wypić! Zgodnie stwierdzamy ze margarita serwowana w Polsce jest znacznie smaczniejsza:)! Przed zaśnięciem Ewka i Tomek wypijają jeszcze po pol szklanki tequilii na dobre spanie:)
Informacje praktyczne:
Nocleg w Casa del Balam: 340 PLN za pokój 4 osobowy