Następnego dnia wcinamy sniadanie w jurcie i jedziemy na konie. Droga wiedzie 17km w głąb lądu, ale nadal świetnie widzimy jezioro. Na wielkiej polanie mieszka rodzina Kirgizów, Andrei już wcześniej zamówił dla nas konie, które czekają przygotowane i osiodłane. Konie to podstawa bytu nomadów, większość z nich biega wolno po ogromnych terenach i nie tak ułożone jak w Europie. Olaf siedzi w nosidle i jedzie z naszym przewodnikiem, pilnując czy aby nie zostajemy za daleko w tyle. Jest bardzo podekscytowany, zwłaszcza ze po drodze mijamy krowy, psy itp. Po ok. 40 minutach wspinaczki stajemy na wzgórzu, z którego roztacza się przepiękny widok na jezioro – dopiero teraz widzimy jego ogrom.. Mirek w siodle czuje się jak u siebie i czasem nawet galopuje na swoim koniu!
Po powrocie i oddaniu koni udajemy się do Kochkor, oddalonego o niecale 200km. Tam śpimy w dużym Guesthouse – mieszka tam dziewczynka niewiele starsza od Olafa, z która ten się wesoło bawi. Robimy zakupy i przygotowujemy się do wyjazdu nad jezioro Song – Kol.
Rano, po śniadaniu w oblanym kryształami i bogactwem salonie naszych gospodarzy jedziemy do Jeziora Song Kol. Położone na wysokości 3000 m. npm otoczone jest pięknymi górami. Droga początkowo dobra (zbudowana przez Chińczyków, którzy eksploatują pobliskie kopalnie), przeradza się w typowa górska klepaną drogę, dodatkowo poprzecinaną wypadliskami kamieni po ostatnich ulewach. Po osiagnięciu wysokości 3500 m npm zjeżdżamy w dół i naszym oczom ukazuje się turbo wielkie plateu w jeziorem pośrodku. Co za widok! Dekujemy się w jednym z obozów w jurtach nad brzegiem jeziora. Namawiamy Andreja, żeby zawiozł nas pod pobliskie góry, bo chcemy się na jedną z nich wdrapać. Spotykając tylko półdzikie konie przez niecałe 4h wspinamy się prawie na szczyt góry mającej na oko 4 tyś m npm. Przed osiągnięciem szczytu zatrzymują nas grzmoty w oddali, które każą nam zawrócić. Burza nie przyszla, ale widoki zapierają dech w piersiach!
Wieczór i noc spędzamy w jurtach, rozpalona koza daje ciepło przez kilka godzin, nad ranem jest chłodniej, ale śpimy pod wieloma warstwami kocy i jest ciepło (Olaf spi w czapce ;) . Rano jedziemy jeszcze konno wzdłuż jeziora, Olaf tym razem jedzie na plecach Tomka, a po powrocie, razem ze spotkanym lokalnym dzieckiem (na oko 3 latkim) sami jadą na koniu!!! Oczywiście pilnowani przez dorosłych!
Z żalem opuszczamy Song – Kol – to zdecydowanie najlepsza atrakcja Kirgistanu, zwłaszcza, że naprawdę udała nam się pogoda!