Qatar = jak Dubaj?
Do Kataru przylatujemy okolo polnocy. Szybko przechodzimy odprawe, odbieramy bagaż (prawie wszyscy pasażerowie z Warszawy byli tranzytowi) i.. jakże przyjemne jest to uderzenie przyjemnego ciepłego powietrza!
Po kilku próbach (mimo póżnej godziny lotnisko jest pełne ludzi) łapiemy naszego Ubera i jedziemy do hotelu. W związku z izolacją Qataru od pozostałych Państw Zatoki Perskiej (brak bezpośrednich lotów, załamanie turystki), linie lotnicze zapewniają 5 gwiazdkowy hotel w przypadku stopoveru w Qatarze. Korzystamy z tej okazji (podobnie będzie w drodze powrotnej ;), w celu zwiedzania, ale też rozbija to dosć uciążliwą podróż na 2 krótsze.
Hotel nas bardzo pozytywnie zaskakuje, w stylu typowo blisko-wschodnim, z wystawnym szykiem i przede wszystkim w samym centrum, w Souq, czyli tradycyjnym placu targowym, a teraz miejscu spotkań.
Rano śpimy do poźna, ale koło 13tej, zgodnie z rekomendacją Magdy mieszkającej w Qatarze i Lukasza tam pracujacego (którym za rekomendacje dziękujemy!) idziemy do MIA – Museum of Islamic Arts – muzeum sztuki islamskiej. Umieszczone w okazałym budynku, z kapitalmym widokiem na dzielnice biznesową. Muzeum w przystępny, nieskomplikowany sposób pokazuje rózne eksponaty związane ze sztuką i zyćiem codziennym muzułmanów z obszarów Afryki i Azji. Ciekawym eskponatem są dywany z XV i XVI w. które inspirowane są stylem… polskim!
Po 2h pobycie w muzeum udajemy się na private tour po Souq – miejscu handlowym. Jest dużo bardziej autentyczne niż w Dubaju i bardziej przypomina Grand Bazaar w Istambule. Imponujaco prezentuje się sektor handlu sokołami (jest to popularne hobby w Qatarze i znajduje się tutaj jedyny na świecie szpital dla sokołów!). Odwiedzamy też stajnie książęce (tak, w samym centrum miasta!), hodowle wielblądów księcia oraz sekcje handlu ubraniami, pamiątkami i złotem. To wszystko przeplatane knajpkami z jedzeniem i sziszą. Kapitalnie!
Wieczorem jedziemy jeszcze odwiedzić Katara – miejsce spotkań kulturalnych, gdzie znajduje szereg amfiteatrów, a także przystępna plaża. Wygląda fajnie, ale niekoniecznie jest super lively w niedziele wieczorem (niedziela to jak poniedziałek w Europie). Wracając przejeżdzamy jeszcze przez dzielnicę biznesową, gdzie prawie każdy z budynków ma unikalny design, może śmiało konkurowac z Dubajem!
Wylot mamy o 3 nad ranem następnego dnia, więc z hotelu wyjeżdzamy kolo 1szej. Wieczorem pisze do nas kolega ze studiów Grzesiek z rodzina, którzy lecą z Edynburga do Tajlandii przez Katar i okazuje się, że nasze samoloty odlatują praktycznie o tej samej godzinie z bramek obok siebie ;) Co za zbieg okolicznosci, nasze dzieci spotykaja się po raz 1. (corka Grzeska i Lisi ma 9 miesięcy). Stwierdzamy, ze nawet jakbysmy nie wiadomo jak planowali spotkanie, to nie udalo by nam się tak zaplanowac lotow!
Wylatujemy z Kataru pod wrażeniem, zrobił wrażenie mniej szpanerskiego niż Dubaj, bardziej naturalnego i otwartego kraju. Jedyny minus to…. kompletny absentyizm ;)
Do zobaczenia w Namibii!