Dotarcie na wyspę Boracay jest dosc karkołomne. Co prawda sam lot z Bohol na wyspe sasiadujaca z Boracay trwa zaledwie godzine, ale aby przeprawic się na Boracay lodka trzeba podejsc do 4 róznych okienek, w których osobno trzeba zaplacic za bilet na lodke, oplate srodowiskowa, oplate portowa i za bagaz. Boracay w ciagu ostatnich kilku lat stalo się niezwykle popularnym kierunkiem turystycznym, ale wyraznie infrastruktura i logistyka sa w tyle. Formalnosci portowe trwaja około godziny, a transport lodzia na Boracay..zaledwie 10 minut.
Co prawda zdecydowalismy spedzic na wyspie 3 dni, ale staramy się nie mieć zbyt wygorowanych oczekiwan co do tego miejsca. W koncu nie raz okazywalo się ze znane i popularne cele podrozy okazywaly się mocno przereklamowane. Tym razem jednak byliśmy pozytywnie zaskonczeni. Nasz hotel w formie villi - bungalowow znajdowal się przy samej plazy w centralnej czesci wyspy (Section 2). Co prawda otoczenie było bardzo skomercjalizowane – dziesiatki knajp, kawiarni i sklepikow, ale klimat niepowtarzalny – piekna szeroka plaza z pasem palm posrodku, bialy przyjemny piasek i przyjemny knajpiany klimat. Idziemy do polecanej restauracji z owocami morza, wybieramy stolik na plazy w otoczeniu palm! Jest blogo, smacznie i bardzo przyjemnie! Po chwili dołaczają do nas znajomi Asia, jej mąż Giri oraz brat Asi Piotr i biesiadujemy razem do poznego wieczora.
Ta strona wyspy (zachodnia) slynie z licznych knajp, pieknej plazy (White Beach) i spokojnej wody, natomiast jej prawy brzeg znany jest z silnego wiatru i fal czyli idealnych warunkow do plywania na kajcie, które panują tam przez około 5 miesięcy w roku. Tomek chce sprobowac nowego sportu, wiec pieszo idziemy do szkoly kajta, w której już uczą się Asia, Giri i Piotr. Na miejscu dowiadujemy się ze jest 2 instruktorow z Polski i po kilkuminutowej rozmowie okazuje się ze mamy wspolnych znajomych z Wroclawia, którzy pomieszkiwali na Boracay kilka lat wczesniej (vive Radek – Lidia pozdrawia) i namietnie plywali na kajcie ;) Swiat jest maly! Tomek spedza popoludnie na nauce, a Agata z Olafkiem na plazy;) Okazuje się ze biale dziecko jest atrakcja dla azjatyckich turystow, którzy zywo reaguja na widok bawiacego się w piasku Olafa i chetnie go fotografuja. Wieczorem spotykamy się z Girim i Piotrkiem w hiszpanskim tapas barze. Asia odchorowuje zapalenie zatok. Jedzenie i sangria sa oblednie dobre.
Ostatni dzien na Boracay spedzamy na plazy Diniwid-niewielkiej uroczej wyspie polozonej na polnocy wyspy. Staroswiecka, drewniana winda wjezdzamy do restauracji znajdujacej się na zboczu gory. Znowu pyszne i swieze ryby i owoce morza. Wazna czescia pobytu na Boracay i doswiadczenia tej rajskiej wyspy jest przepyszne jedzenie, swieze owocowe soki, drinki i kokosy, wiec trudno uniknac pisania o tym ;)
Prawie caly dzien na plazy, plywamy w lazurowej wodzie, planujemy kolejne podroze. Tomek zamawia drinki z cola i lokalnym rumem i po dwoch prawie odlatuje, wieczorem przenosimy się jeszcze na White Beach.
Rano jeszcze kąpanie z Olafem w morzu i sprawna tym razem przeprawa promem na lotnisko, skąd wszyscy odlatujemy do Manili.
Boracay ujmuje, mimo że niewielka (2x10km) wysepka ewidentnie dusi się pod turystami, których mnóstwo przede wszystkim z Azji, ale tez Rosji, Polski, USA etc. Hotele turystyczne są wystawne, a po kątach widać w jak biednych warunkach mieszkają ludzie, którzy w nich pracują. Jednocześnie czasem czuć fekaliami z niewydolnego systemu ich odprowadzania. A nadal mnóstwo się buduje.. Tak więc z Boracay jest trochę jak z Kubą, postęp i rozwój z każdym rokiem zmniejszają ich urok..
Uzyteczne info:
Warto kupic na prom bilet kombo od koników, to doplata kilkunastu PLN, a może zaoszczędzic 1h stania w kolejkach.
Polecamy hotel Nigi Nigi na White Beach – klimatycznie, wygodnie i fajne sniadania. Cena niecale 100 EUR/ dobe. Ogolnie warto jest spac w okolicach White Beach.