Do Shirazu lecimy lokalna linia lotniczą, Biorąc pod uwagę statystyki (Iran slynie z katastrof lotniczych) cieszymy się, że to będzie nasz jedyny lot wewnętrzny ;) Lot przebiega bez zastrzeżeń – komfortowe stare fotele przypominaja piekne czasy lotnictwa sprzed Ryanaira..
Z lotniska odbiera nas kierowca, z którym bedziemy jechać przez kolejne 7 dni. Okazuje się, że coś tam rozumie po angielsku, ale decydujemy, że będziemy dobierać przewodników lokalnych na poszczególne atrakcje.
W Shiraz położonym okolo 1500m npm jest przyjemnie i powietrze jest znacznie czystsze niz w Teheranie. Śpimy w dużym 4* hotelu – przyzwoicie, ale bez szału.
W poniedzialek rano załatwiamy formalności w agencji i z opoźnieniem (ponad 1h ;) ruszamy do zwiedzania Shirazu. To połtoramilionowe miasto zbudowane jest wsród stepowych wzgórz, stąd trudno jednoznacznie ocenić jego wielkość Zaczynamy od cytadeli Karim Khan oraz Muzeum Pars w centrum Shirazu. Cytadela jest badzo charakterystyczna, ponieważ jedna z jej wież jest znacząco przechylona. Zapuszczamy się także wzdłuż alejek bazaru Vakil, a wcześniej oglądamy imponujący meczet Nasir ol Molk. Po drodze poszukujemy znanych w Shirazie lodów szafranowo – marchewkowych. Po licznych próbach udaje nam się je zjeść – kombinacja ciekawa, aczkolwiek niekoniecznie do powtórzenia.
Podczas zwiedzania czy kiedy błądzimy uliczkami bazaru Olaf wzbudza duże zainteresowanie. Wielu Irańczyków podchodzi do nas pytając skąd jesteśmy i prosząc o możliwość zrobienia zdjęcia z Olafem. Są niesamowicie sympatyczni i usłużni. Zupełnie się tego nie spodziewaliśmy.
Po południu jedziemy jeszcze zobaczyć ogrody Edam – pięknie zadbane ogrody, kontrastujące z widokiem wysuszonych zboczy gór w oddali. Co ciekawe na miejscu jest wyspożyczalnia strojów i Irańczycy namiętnie, całymi rodzinami wypożyczają stroje i robią sobie zdjęcia w ogrodach. Ot, takie hobby..
Wieczorem idziemy na kolację do lokalnej rodziny. Ta ostatnia to para ~35 latków, którzy w swoim domu organizują obiady dla turystów. Widać, że są dość wyzwoleni, tj chodzą w jeansach, mówia dobrze po angielsku i mają dużo pamiątek z podroży. Jednocześnie podczas dyskusji uświadamiają nam jak trudno jest podróżować po świecie z irańskim paszportem, ponieważ Iran ma na pieńku z wieloma krajami Zachodu i Bliskiego Wschodu. Wspólnie z nami na obiedzie jest też para nowozelandczyków mieszkających w Katarze oraz 3 Francuzów. Obiad przegieba w zrelaksowanej atmosferze, a pan domu gra na lokalnym instrumencie i nawet czyta irańska poezję. Brakuje tylko wina, arg!
Następnego dnia rano wyjeżdzamy na zwiedzanie 2 prawdawnych miast Iranu : Persepolis oraz Pasargada. Te dwa miasta zbudowane zostały w 6 wieku p.n.e. – jedno po drugim przez 2 kolejnych władców Iranu: Cyrusa Wielkiego oraz Dariusza. Każdy z panów postawił sobie własną stolicę, mimo, że oddalone są od siebie o jakies 20km. Trzeba przyznać, że mieli rozmach..liczne 18-metrowe kamienne kolumny, płaskorzeźby, wykute w kamieniu lwy i inne stworzenia. Oba miasta zakończyły swoje lata świetności w 332 r pne kiedy Alexander Wielki (Macedoński) obrócił je w pył. I do dzisiaj właśnie ten pył głownie tam leży. Po wielu świątyniach pozostało niewiele, ale obszar zabudowań wskazuje jak duże musiały być te miasta budowane dla władców i oficjalnych notabli. W międzyczasie oglądamy jeszcze groby władców wykute w ścianach skalnych wysokich na kilkadziesiąt metrów. Robią wrażenie. Te Alexander Macedoński tez zrabował. Na wywiezienie dóbr potrzebował podobno 3000 sztuk wielbłądów, osiolków i innych. Jako Polacy znamy taki model wzbogacania się przez armie przechodzące przez kraj..Wieczorem spędzamy 3 godziny w busie i późnym wieczorem dojeżdzamy do Jazd. Zatrzymujemy sie w tradycyjnym iranskim hotelu, ktorego centralna czesc stanowi rozlegle patio zadaszone ogromnym plotnem (na wzor namiotu), basen z fontanna i lezankami. CDN..