Po wielu godzinach poszukiwań i licznych dyskusjach decydujemy się spędzić majówkę na Krecie w Grecji. Miejsce byc może nie tak bardzo egzotyczne, ale biorac pod uwage nasze kryteria i ograniczenia (ma byc blisko i cieplo, a do tego pierwsza podroz z 7 tygodniowym niemowlakiem), Kreta wydala sie byc idealnym wyborem. Pierwszy lot Gucia (naszego mlodszego syna) minal bardzo spokojnie i obiecujaco, co nas ucieszylo szczegolnie w kontekscie przyszlych wojazy na reszte roku (nie ma problemów z uszami). Spędzamy 2 dni w deszczowej i zimnej Pradze (gdzie Tomek załatwia swoje interesy).
Po przylocie do Heraklionu na Krecie usmiech sam cisnal sie na usta- bezchmurne, oblednie niebieskie niebo i przyjemny, cieply wiatr byly wspaniala zapowiedzia krotkiego urlopu. Jeszcze szybkie wynajecie samochodu i 40 minut jazdy i jestesmy na miejscu. Hotel pomimo swojej wielkosci (okolo 250 pokoi) jest ciekawie rozplanowany (niskie domki, niektore z basenami), nowy i wykonany bardzo estetycznie. Położony pomiędzy wysokimi górami a morzem robi wrażenie. A co najwazniejsze, ma spory Kids Club dla dzieci z basenem, placem zabaw i animatorkami. Co prawda resortowe spędzanie czasu na wakacjach to nie nasz klimat, ale biorąc pod uwagę fakt ze jesteśmy na pierwszym wyjeździe z 2 dzieci z czego jedno ma 7 tygodni, w miare ok.
Hotel jest polozony nad samym morzem, ale ze wzgledu na program ochrony fauny i flory nabrzeza Natura 2000 teren Hotelu konczy sie przed plaza. Spacer waska kladka na plaze zajmuje ok 5 minut i jest niezwykle przyjemny. Jedno popoludnie udalo nam sie spedzic lezac na plazy. Olafka do kąpieli w morzu nie zrażała nawet dość zimna woda. Widok z plazy na błękitne morze i wysokie góry za plecami z ośnieżonymi szczytami (!) robil niesamowite wrażenie!
Mimo wszystko nie poddajemy sie calkowitemu lenistwu, tylko staramy sie zobaczyc jak najwiecej i spedzamy czas dosc aktywnie. Choc przy dwojce dzieci, nawet „nicnierobienie” wymaga sporej aktywości.
Zwiedzamy dwie piekne miejscowosci z malownicza zabudowa, portami i latarniami morskimi - Chania i Rethymno. Oba miasteczka, oprocz piekne starej zabudowy oferuja wiele klimatycznych kawiarenek i restauracji w których można posiedzieć, odpocząć, poobserwować jak leniwie toczy sie zycie. Jest bardzo urokliwie, smacznie i sielankowo.
Zwiedzamy rowniez Palac Knossos a właściwie jego ruiny pochodzące z 2000-1400 r.p.n.e. Pod koniec XIX w. wzgórze na którym znajduje się pałac zostało zakupione przez Anglika Arthura Evensa, który podjął się prac rekonstrukcyjnych. Dzisiejszy turysta ogląda rekonstrukcję budowli z czasów jej największej świetności. Nam nie do końca podoba się sposób jej prezentacji. Ogolnie niewiele tam jest do ogladania. Po zabytakch Iranu, Libanu i Jordanii to taka kupa kamieni..
Pobyt na Krecie zdecydowanie należy do udanych, ale droga powrotna do domu wydaje się nie mieć końca. W dniu naszego wylotu wieje bardzo silny wiatr, stąd żaden samolot od rana, włącznie z naszym lecącym z Polski, nie może wyladowac. I tak na lotnisku będąc juz przy bramce spędzamy długie 7 godzin..ostatecznie udaje nam się wylecieć dopiero wieczorem do Katowic. Tam wypożyczamy auto i jedziemy do Warszawy. Podróż powrotna była bardzo długa i wyczerpująca dla nas dorosłych, bo dzieciaki spały przez cały lot i później w samochodzie podczas drogi z Katowic do Warszawy. Wyjazd spędziliśmy bardzo milo, smacznie i rodzinnie. Przed nami jeszcze wiele wspólnych wyjazdów we czworo, a Gucio jeśli chce dogonić Olafa (50 krajów do 4. roku życia), ma jeszcze sporo do nadrobienia.