Cóż to była za decyzja! Tomek zapracowany, w międzyczasie poszukiwania naszego nowego lokum. Czasu brak na cokolwiek. Wszystko przeciwko wyjazdowi, najlepiej zostać w domu i nic nie robić.
Więc w tym chaosie zarezerwowaliśmy loty z Warszawy do Kutaisi w Gruzji. Nawet niespecjalnie sprawdzając gdzie to Kutaisi jest. W dzień przed wyjazdem nadal nie mieliśmy jeszcze pojęcia o Gruzji - chyba jeszcze nigdy nam się to nie zdarzyło. Wylot w środę o 6tej rano, a Tomek poszedł jeszcze na "piwko" z Krzyśkiem L. Jak to często bywa, na jednym się nie skończyło i rano pakując się do samolotu nie za bardzo wiedział jak się nazywam.. Sorry Piotrek B, ze nie pogadaliśmy na lotnisku w środę rano, ale nie było jak.. :)
Obudziliśmy się jak samolot lądował w Kutaisi po niespełna trzech godzinach lotu. Zdążyliśmy jeszcze zobaczyć obiekt naszych westchnień i cel na sierpień: pięknego, okazałego Elbrusa i pasmo Kaukazu dumnie oddzielające Europę od Azji.
W Kutaisi wychodzimy z nowego lotniska i tam.... pole. Na parkingu busy jadące w dwa kierunki: Tibilisi na wschodzie kraju oraz Batumi za zachodzie. No i gdzie jechać? Dobra, mówię, to Tibilisi brzmi lepiej - do tego momentu nasz poziom wiedzy o kraju nadal był na poziomie żenująco niskim. Mieliśmy prawie 4 h na przestudiowanie przewodnika (drukowanego w środku minionej nocy dzięki uprzejmości Jana M).
Jest prawie 30 st C, pakujemy się do busa który jedzie do Tibilisi i zaczynamy czytać wydruk z Lonely Planet o Tibilisi.
Elementy praktyczne:
lot powrotny Warszawa - Tibilisi, Wizzair, 750 PLN / osobę
Przejazd busem Kutaisi - Tibilisi 10 lari czli 20 PLN