Do Meksyku lecimy charterem TUI bezposrednio z Warszawy do Cancun, a lot trwa az 13 godzin. Szybko spotyka nas rozczarowanie- pomimo lotu z niemowlakiem nie dostajemy miejsc na przodzie samolotu z dodatkowym miejscem na nogi i dziecience lozeczko. Dodatkowo jak sie okazuje jedzenie w samolocie trzeba bylo oplacic z wyprzedzeniem, dla tych ktorzy tego nie zrobili (czyli my) do jedzenia pozostaja tylko marna przekaska w postaci 3 plackow ziemniaczanych, bayony i zupki instant. Trudy podrozy rekompensuje nam towarzystwo 2 sympatycznych dzieciakow i ich ciekawej rodzinki. Znaczna czesc czasu poswiecamy na zabawianie Olafka, a w trakcie jego drzemek z pasja gramy w rozne gry, min statki, konkurujac z 12 i 6 letnimi kompanami podrozy.
Lot jest dlugi, dosc meczacy a my spedzamy go bez zmrozenia oka. Ladujemy w Cancun o 7.40 wieczorem czasu lokalnego (tj 1.40 rano czasu polskiego). Wydaje sie ze po zalatwieniu zmudnych formalnosci na lotnisku tj odprawa paszportowa, odbior bagazu i odprawa celna, czeka nas juz tylko sprawne odebranie auta w wypozyczalni i szybka jazda do hotelu...nic bardziej mylnego!
Tracimy ponad godzine czekajac na busa, ktory mial nas odebrac z lotniska do wypozyczalni..ktora znajdowala sie ..(!) 100 metrow dalej - o czym nie wiedzielismy i dzwonilismy do Centrali w USA, zeby podstawili nam busa ;) Ostatecznie dosc mocno podirytowani i wykonczeni udajemy sie pieszo do naszej wypozyczalni i tu spotyka nas kolejna niemila niespodzianka- nie ma dużego auta ktore oplacilismy, a te ktore zostały nie są wystarczająco duze aby pomieścić wszystkie nasze bagaże! Dodatkowo każą nam opłacić ubezpieczenie ktore przewyższa koszty wynajmu auta! Nie mamy jednak innej alternatywy więc zostawiamy wózek Olafka, pakujemy sie w mniejsze auto i jedziemy w poszukiwaniu miejsca naszego noclegu.
Miejsce to zarezerwowane na portalu Airbnb, to duzy pokój w prywatnym domu, oddalone 55 km od lotniska. Nasza nawigacja nie znajduje adresu tego domu, stad tez dosc długo bladzimy w poszukiwaniu kwaterunku.Pytamy wielokrotnie okolicznych mieszkańców, ale nasza słaba znajomość hiszpańskiego i wykluczające sie wskazówki wprowadzają jeszcze większy zamęt! Ostatecznie z dala od zabudowań i cywilizacji, przy drodze otoczonej lasami znajdujemy niewielki znak z nazwa naszego miejsca noclegu. Wjeżdżamy w wąska, lesna, klepana drogę ktora wydaje sie wieść do nikad, jest niewiarygodnie ciemno i otacza nas tylko gęsta dżungla. Jest juz 23.30 czasu lokalnego (6.30 rano czasu polskiego), jesteśmy juz dobe bez snu, wykończeni i głodni, a nasze położenie jest dosc dramatyczne. Zaczynamy liczyć sie z tym ze będziemy musieli spedzic noc w aucie. W końcu z radością ukazuje sie naszym oczom dom! Gospodarze, wyrwani ze snu, są zaskoczeni naszym przybyciem, bo od 3 miesięcy nie wynajmują juz pokoju, i jak twierdza nigdy nawet nie oglaszali sie przez portal Airbnb! Widząc jednak dziecko pozwalają nam zostać. Wymeczeni padamy spać o 1.30 (7.30 czasu PL), a do snu przygrywaja nam odgłosy dżungli..
Wybudzeni tuz po wschodzie slonca przez Olafka badamy otoczenie- nasza hacienda znajduje sie w pięknym zielonym lesie tropikalnym, otoczona jest bajecznym ogrodem z drzewkami mandarynki i pomarańczy, a na jej tyłach jest cenote- spore oczko wodne osadzone w skałach. Pierwszy dzień naszej podróży to istny Meksyk, zapowiada sie dobry poczatek:)
Info praktyczne:
Lot Tui z Warszawy do Cancun: 2800 PLN/ osobe dorosla
Wynajem Auta: EconomyCarRental, 1300 PLN na 11 dni plus obowiazkowe w Meksyku ubezpieczenie: 30 USD/ dzien
Nocleg przez AirBnb: EUR 86/ dobe. U gospodarzy: USD 55.