Agata i Olaf w miłym towarzystwie rodziców Tomka udaje się w regionie winnic - Casablanca Valley, położonej w połowie drogi między Santiago a Valparaiso (nadmorską miejscowościa). Region ten słynie z produkcji win - Chardonnay, Sauvignon Blancs and Pinots. W sumie odwiedzamy dwie winnice- Emiliana, która słynie z produkcji win organicznych oraz Indomita - przepięknie połozonej na wzgórzu z widokiem na plantacje wina i okoliczne wzgórza. W tej drugiej zamawiamy lunch na tarasie i rozkoszujemy się przepięknym widokiem. Na wynos kupujemy jeszcze zgrzewkę wina Carmenere- szczepu pierwotnie uprawianego we Francji, który w połowie XIX w. został całkowicie zniszczony przez plagę w Europie i przez wiele lat był uznawany za wymarły. Okazało się, że carménère nie tylko nie wyginął, ale jest szeroko uprawiany w Chile. Szczep ten bardzo przypadł nam do gustu i przez kolejne 2 tygodnie codziennie rozkoszowalismy sie jego smakiem..
Kolejnego dnia z samego rana udajemy się do Valparaiso i Vina del Mar. Są to dwie nadmorskie miejscowości położone 1,5 godziny jazdy od Santiago. Valparaiso słynie ze swojej absurdalnej zabudowy- kolorowych domków położonych chaotycznie na kilkunastu wzgórzach, licznych murali oraz drewnianych kolejek z XIX w (feniculare), którymi wjeżdża sie na wzgórza. Mieszanka styli tutejszej zabudowy, jej wielobarwność i ogólnie panujący nieład architektoniczny stanowią niezwykły urok tego miejsca. Wjeżdżamy fenicularem na jedno ze wzgórz- Cerro Concepcion i tam bez celu szwedamy sie przez całe popołudnie. 19-wieczne domy sa pomalowane na rożne kolory, w wąskich uliczkach znajdują sie urokliwe kafejki, restauracje i drobne galerie sztuki. Siadamy w jednej z knajpek i zamawiamy przepyszne ceviche czyli surowa rybę marynowana w limonce i świeżych ziołach. W sumie udaje nam sie przejść 3 najciekawsze wzgorza położone wzdłuż wybrzeża- Concepcion, Allegre i Artilleria. Pomimo pochmurnego nieba, miasto robi na nas ogromne wrażenie. Pozniej udajemy sie do oddalonej o pare kilometrów miejscowości letniskowej Vina del Mar czyli chilijskiego Sopotu. Lato w pełni więc plaże pełne były od urlopowiczów, a droga wzdłuż wybrzeża była całkowicie zakorkowana. Miejscowość nie zrobiła na nas dużego wrażenia, ale mieliśmy okazję skosztować tam lokalny przysmak - różowe małże w białym winie. Palce lizać! Późnym wieczorem, tuż po zachodzie słońca udajemy się w drogę powrotną do Santiago.