Ciekawostka z Boliwii:Boliwia jest krajem, gdzie większość dróg wciąż czeka na pokrycie asfaltem.. Najczęściej drogi to po prostu klepisko, ktore jednak utrzymane jest w całkiem niezłym stanie! Stan rzeczy ulega jednak zmiane, sporo jest znaków z logo UE, ktora sponsoruje w Boliwii budowę dróg...
Z Uyuni, gdzie rozpoczela i zakonczyla sie nasza 3-dniowa wyprawa jeepem po bezdrozach Boliwii, decydujemy sie wziac pierwszy poranny autobus do Villazon, polozonego na granicy z Argentyna. Wyruszamy o 6 rano lokalnym autobusem, oprocz nas i dwojki zaprzyjaznionych Amerykanow, pasazerami sa sami Boliwijczycy. Pokonanie 200 km z Uyuni do Tupizy (gdzie mamy przesiadke do Villazon) zajmuje nam az 8 godzin - droga jest bardzo wyboista, na calym jej odcinku brakuje asfaltu, za to sporo jest zakretow i przepasci. Ponadto autokar zatrzymuje sie srednio co pol godziny - ludzie wychodza aby zaspokoic swoje potrzeby fizjologiczne, napelnic wode z pobliskiego strumienia i inne takie. Po 4 godzinach jazdy, zatrzymujemy sie na kolejne 1,5 godziny w niewielkiej miejscowosci polozonej gdzies na odludziu i znowu czekamy..;) Nawet tutaj obserwujemy goraczke przed zblizajacymi sie Swietami Bozego Narodzenia. Miejscowi zapakowuja do autokaru niezliczone ilosci toreb i workow, w ktorych przewoza absolutnie wszystko, wlacznie z ziemniakami, zgrzewkami coca coli i zabawkami dla dzieci..W Tupizie zegnamy sie z Linda i Chrisem i przesiadamy do mniejszego autokaru, ktorym w 1,5 godziny dostajemy sie do granicy boliwijsko - argentynskiej.
Przejscie graniczne po stronie boliwijskiej to istny meksyk! ;) Panuje tu totalny chaos - ludzie kreca sie bez sensu, laza bezpanskie psy, pod nogami paletaja sie dzieci. Ustawiamy sie w kolejce aby dostac pieczatke wyjazdowa z kraju, przed nami stoi ok 10 osob a dotarcie do okienka zajmuje nam ponad 2 godziny! Siedzacy tam celnik przypomina nam troche wloskiego alfonsa - gruby, spocony, rozpieta koszula odslania jego owlosiony tors i tlusty brzuch..Nie mowiac juz o tym, ze nie ma on na sobie ani munduru, ani identyfikatora.. W porownaniu z tym co tu widzimy, przejscie graniczne po stronie argentynskiej to pelny profesjonalizm - sprawna i dobrze zorganizowana odprawa zajmuje nam zaledwie 5 minut! To co nas troche przeraza na obydwu przejsciach granicznych to ilosc posterow ze zdjeciami zaginionych osob - zawieszone sa nimi cale sciany!
Po stronie argentynskiej lapiemy pierwszy autokar do Jujuy (czytaj huhuj:)), skad kolejnego dnia mamy wylot do Buenos Aires. Tutejszy autobus jest duzo bardziej komfortowy, za to tak bardzo zapakowany, ze jestesmy zmuszeni trzymac swoje duze plecaki pod nogami:) Po 4 godzinach jazdy zatrzymuje nas policja na rutynowa kontrole. Policjani przeszukuja recznie kazdy bagaz z osobna, domyslamy sie ze w poszukiwaniu narkotykow..Nam jednak tylko zagladaja w paszporty i jako jedyni unikamy kontroli bagazu. W koncu, po 18 godzinach podrozy, brudni, glodni i ekstramalnie zmeczeni dojezdzamy do Jujuy o 1.00 nad ranem. Pokonalismy tego dnia zaledwie 570 km..Następnego dnia rano zwiedzamy pospiesznie centrum Jujuy, gdzie widac sporo kolonialnej zabudowy. W niedziele miasteczko jest jednak dosc senne..Na lotnisku okazuje sie, ze mimo ze loty kupiliśmy tydzień wcześniej i mamy potwierdzenie naszej rezerwacji na mailu, nie widac tego w systemie! Chcemy juz lecieć do Buenos, ale nie ma jak! Nie pozostaje nam nic innego jak wykupic bilety raz jeszcze i potem dochodzić swoich praw..
Elementy praktyczne:Autobus Uyuni-Villazon, z przesiadka w Tupizie: 70 Bolivianos/ osobę (tj. 40 PLN). Autobus La Quaica (z granicy) do San Salvador de Jujuy: 110 Pesos Arg (tj. 85 PLN). W Jujuy brak jest transportu na lotnisko, wiec trezba wziąć taksówkę, Arg. Pesos 100 = 80 PLN. Lot Jujuy - Buenos Aires, Aerolineas Argentinas koszruje 950 PLN / osobę.