Po dosc krotkiej nocy w Leban Rata Hut na wyskosci 3200 m n.p.m. wstajemy krotko po 2 rano zeby zjesc kolacje (tak, lokalni nazwali to kolacja) i wyjsc w gore o 3 rano. Nie dolacza do nas Shani (RPA), ktora nie czuje sie na silach isc do gory. Przewodnicy ostrzegali nas, ze rano bedzie bardzo zimno. Przygotowalismy sie na temperature rzedu 0 st C, bo uznalismy ze to w ich mniemaniu jest „bardzo zimno”. Nie wzielismy pod uwage, ze to stwierdzenie moze tez odnosic sie do 10 st C. Po wyjsciu na zewnatrz Tomek mocno zastanawial sie czy od razu nie zalozyc krotkich spodenek..
W nocy widzimy sznur lampek, ktore pna sie pod gore. Poczatkowo w lesie, ale potem juz po nagiej skale. Ze schroniska wyszlismy jako ostatnia grupa, jednak po drodze narzucamy sobie dobre tempo i po 2h 30 min ciaglego podejscia czolowka staje na szczycie jako jedni z pierwszych tego dnia. Jest zupelnie ciemno, wiec czekamy na wschod slonca na 4095m n.p.m. W momencie kiedy ukazuja sie jego pierwsze promienie, rozposcieraja sie przed nami piekne doliny, nad ktorymi kroluje Kinabalu. Widac takze wybrzeze, mimo ze oddalone jest o okolo 60 -70km. Nie widzimy Filipin (ktore podobno widac przy idealnej pogodzie), ale jest cool!
Schodzac w dol mijamy Vise i Tatiane, ktore potrzebowaly wiecej czasu na wejscie. Spotykamy takze Diego, ktorego umysl nie nadaza za cialem. Diego mial dosc silny bol glowy pierwszego dnia i nabral sie tabletek (zajmowal sie nim nikt inny niz doktor Tomek). Tomek bardzo chcac pomoc koledze naszpikowal go taka iloscia lekow, ze ten po prostu odjechal. Wiec okazalo sie ze nie reaguje na to co do niego mowimy i nie jest responsywny, kolor skory: brak, przezroczysty. Chcial tylko isc w dol. Wiec dalismy mu zejsc, ale caly czas ktos mial go na oku. W schronisku poszedl spac i dopiero potem mozna bylo z nim pogadac. Okazalo sie ze nic nie pamieta z wizyty na szczycie.. szkoda ;)
Do schroniska wrocilismy okolo 7.30 rano, zjedlismy sniadanie i udalismy sie spac na 1.5h. Potem czekalo nas intensywne zejscie na dol – 3h mordegi dla kolan. Zdazylismy w ostatnim momencie przed tropikalna ulewa, ktora na pewno znacznie opoznilaby zejscie. Agata, jak zwykle, wszedzie byla pierwsza Po otrzymaniu certyfikatow i szybkim wciagnieciu lunchu nasz agent zawozi nas do Kota Kinabalu. Na lotnisku zegnamy sie ze znajomymi i chcemy wsiasc do naszego samoloto do Brunei.. jednak okazuje sie ze jestesmy na zlym lotnisku.. Wiec szybka akcja i w niedziele wieczorem lecimy do dosc egzotycznie brzmiacego Sultanatu Brunei.
Elementy praktyczne:
Kinabalu lezy w strefie rownikowej, wiec podczas wejscia wazniejsze jest zabezpieczenie sie przed deszczem niz zimnem. Warto jednak wziac czapke i rekawiczki, poniewaz na szczycie wieje, zwlaszcza podczas oczekiwania na wschod slonca.