Jednym z głównych punktów naszego pobytu w Chile jest odwiedzenie Wyspy Wielkanocnej – marzenie z dzieciństwa miejsca tak bardzo oddalonego i jednocześnie mistycznego, inspirowanego Filmem z 1994 pod tytułem Rapa Nui.
Ewa dołącza do nas na ponad 2 tygodnie w Chile i dzień po jej przyjeździe i hucznych obchodach 1. Urodzin Olafka wylatujemy do stolicy - Hanga Roa. Na wyspę leca tylko 2-3 samoloty dziennie, które jednak okazują się być nowiutkimi Dreamlinerami ;) Na samej Wyspie Wielkanocnej jest bardzo długi pas startowy, który jest pasem awaryjnym dla wahadłowców NASA, które ewentualnie mogły zboczyć z kursu wracając na Ziemię.
Lot trwa około 4,5h (3,8 tysiąca km). Do Dreamlinera dostawiają małe schodki – wygląda dość komicznie (pewnie podobnie byłoby z wahadłowcem, który jednak nigdy tu nie wylądował ;)
Na lotnisku wita nas nasza Gospodarz, każdy (Olaf też) dostaje wieniec świeżych kwiatów na szyje i jedziemy do naszego domku. Jeszcze wypożyczenie auta i jesteśmy gotowi do zwiedzania.
Wyspa jest niewielka (pół h jazdy na 2. strone). Hanga Roa – stolica sprawia wrażenie sennej, jednak wspaniałe owoce morza, które jemy przy zachodzącym słońcu powoduje, że zaczyna nam się bardzo podobać. Tomek spędza część na telekonferencjach, ale on tak lubi ;)
Wieczorem idziemy do naszych pierwszych posągów Moai – tak charakterystycznych dla Wyspy Wielkanocnej. Jest ich ponad 800, zawsze ustawione tylem do oceanu, a twarzą do lądu. Większość leży – zostały powalone przez tsunami, wiatry lub w wyniku walk plemiennych w średniowieczu.
Kolejnego dnia intensywnie objeżdżamy wyspę – zaczynamy od zapierającej dech w piersiach plaży Anakena – jedynej na wyspie z grupą Moai – jak zwykle zwróconych tyłem do oceanu. Co za widok! Pamiętajmy, że dookoła jest tylko woda, a najbliższy lot to Chile 3800km stąd..
Dalej wśród pięknych nadmorskich krajobrazów oglądamy leżącego Moai Ahu Te Pito Kura. I w końcu docieramy do kolejnego landmarku wyspy: Przepięknie położonych Ahu Tongariki – Grupy Moai położonych w pięknej scenerii – tyłem do oceanu – a jakże! Widok figur wysokości do 10m majestatycznie spogladających na malutkich nas jest niezapomniany.
Odwiedzamy jeszcze miejsce powstawania Moai – zbocze góry Rano Raraku gdzie widać jeszcze kilka Moai wykutych w skale, które nie zostały jednak przetransportowane (wg jezyka miejscowych nie „doszły”) na swoje miejsce nad oceanem. Znowu piękne widoki, z daleka podziwiamy raz jeszcze Ahu Tongariki.
Ciekawy jest fakt, że pomimo, że grupy Moai były budowane przez różne plemiona rezydujące na wyspie, gdzie niejednokrotnie plemiona konkurowały ze sobą, to jednak wykuwano je w 1 miejscu. Warto dodać, że powstawały ze skały wulkanicznej, z której stworzona jest całą wyspa.
3. dnia oglądamy Orongo – wioskę położoną na skraju 300m klifu oraz wygasłego wulkanu Rano Kau zalanego wodą. Widoki zapierają dech w piersiach! Olaf caly czas trzepocze nogami z wrażenia ;)
Tomek wylatuje 3, dnia, a Ewa z Agata wracają jeszcze na plaże Anakena i zachód słońca z Moai – wracają dzień póżniej.
Rapa Nui – pewnie już nigdy tu nie wrócimy, ale zdecydowanie warto było lecieć taki kawał drogi, żeby Cię poznać! Polecamy!
Praktyczne:
- Lot Santiago – Wyspa Wielkanocna – USD 600/ osobę
- Nocleg – domek - Cabañas Anavai Rapa nui – USD 200/ dobę