Wjeżdżamy do Mongolii i od razu spotykamy się z innym poziomem gościnności i traktowania niż w matce Rosji.. Napotkana na granicy ciężarówka zabiera nas do miejscowości, skąd możemy złapać maszrutkę do stolicy Mongolii – Ulan Bator. Wrzucamy plecaki na pakę, sami siadamy na workach ziemniaków w środku i jedziemy! Kierowca nie chce od nas ani grosza za 30 km przejazd. W Sukhbaatar łapiemy maszrutkę i jedziemy z przesiadką do Ulan Bator (6h). Po drodze widzimy tradycyjne jurty – miejsca gdzie mieszka 50% populacji Mongolii. To naród typowo koczowniczy. Mongolia jest najmniej zamieszkałym państwem na ziemi, na obszarze 5 razy większym od Polski mieszka zaledwie 3 miliony ludzi!Co ciekawe mało jest w diecie owoców i warzyw, natomiast mnóstwo mięsa – wynika to z faktu, że bydło łatwiej zabrać w wędrówkę, niż pole kukurydzy ;)
Do Ulan Bator dojeżdżamy późno wieczorem i wprowadzamy się od przyjaznego hostelu. Następnego dnia rano wyjeżdżamy na półtora dnia zobaczyć jak żyją nomadowie - wyjeżdżamy w lekko górzyste regiony parku Terelj, położonego zaledwie 50 km od stolicy kraju. Przyjeżdżamy na miejsce, gdzie poznajemy lokalną rodzinę. Wspólnie z Agata mieszkamy w jurcie ze świeżym małżeństwem z Austrii – Peterem i Beatą. Ta ostatnia ma polskie korzenie – urodziła się w Rzeszowie.
Jurta to okrągły namiot z małym piecykiem na środku i kominem – właśnie w nich mieszka 50% populacji Mongolii. Przed obiadem idziemy wszyscy (nasza grupa + małżeństwo z Austrii) na wycieczkę na pobliską górę. Widoki okazują się piękne i warte wysiłku (widoczne na zdjęciach). Wieczorem miejscowi zabierają nas na przejażdżkę konno – w Europie taka przejeżdżka nie byłaby możliwa w formie freeridingu, jednak w Mongolii każdemu przyprowadzono konia i kazano jechać… Żadnej instrukcji obsługi, wyjaśnienia jak go używać itd. Przewodnik poszedł przodem i tyle. Każdy z nas, metodą prób i błędów ujarzmia zwierzę. Tomek coś tam pamięta, ponieważ chodził na lekcje konno. Jednak jak mówi – nie mógł z nim (koniem) łapać wtedy kontaktu i podobnie było tym razem :D
W międzyczasie Kuba udaje się do jurty lokalnej rodziny o coś tam zapytać. Wraca lekko rozbawiony i mówi że jak sobie pojadą to musimy zobaczyć wnętrze ich jurty. Grzecznie czekamy aż wywieje ich do sklepu i ładujmy się do ich namiotu - widzimy tam: plazmowy telewizor – rozmiar 46”, system kina domowego 5+1, komputer stacjonarny z kserem itp. Piękne żyrandole i łóżko 2.2x2.2 m. Od tego momentu już nie jesteśmy przekonani o ich biedzie.. ;D
Wieczorem, ku zdziwieniu lokalnej rodziny, robimy ognisko i wypijamy zapasy ruskiej wódki oraz próbujemy lokalną (nazywa się Dżingis Han ;) Większość turystów przyjeżdża żeby siedzieć w jurtach, ale my się uparliśmy na ognisko. Byli tak zdziwieni, że drewno musieliśmy sobie sami w lesie zebrać….
Następnego dnia po śniadaniu, wracamy do Ulan Bator na zwiedzanie największego w Mongolii monastyru i zakupy. Monastyr, Gandan Khiid, bardzo przypomina wyglądem te, które widzieliśmy w Tybecie. Zamieszkały przez 900 mnichów jest centralnym miejscem Ulan Bator, gdzie przechodnie wpadają pokręcić młynkami (czyli po buddyjsku się pomodlić).
Robimy trochę zakupów i to wszystko. Nasza 2 tygodniowa przygoda z koleją transsyberyjską i przejazdem Moskwa – Ulan Bator dobiega końca. Jeszcze dobry obiad z szampanem, gorące pożegnania i wyjeżdżamy z Agatą na lotnisko żeby odlecieć do Korei i potem Indonezji, Ewa z Kubą następnego dnia rano odlecą przez Mokswę do Warszawy, a Asia po 6 dniowej wycieczce na pustynię Gobi (czekamy na relację ) poleci do Kuala Lumpur. Wszystkim raz jeszcze dziękujemy za super wyjazd!
Elementy praktyczne:
- Mongolia jest dużo tańsza niż Rosja, przejazd maszrutkami z granicy do Ulan Bator to koszt około 30 – 40 PLN
- Nocleg w Ulan Bator w hostelu UB guesthouse (polecamy!) i tu uwaga: USD 6 / osobę!!!
- Wycieczka – spanie w jurtach razem z jedzeniem i lokalnymi atrakcjami to około USD 40 / osobę
Koniec części 1 wyjazdu.