Po 7 godzinach lotu przylatujemy na indonezyjskie Bali. Bali to tylko jedna z ponad 17.000 wysp należących do Indonezji, ale zdecydowanie najbardziej popularna wśród zagranicznych turystów i stąd najbardziej skomercjalizowana. Pierwsze dwa dni spędzamy w Kucie – turystycznej miejscowości położonej nieopodal lotniska. Swoje pierwsze kroki kierujemy centrum Kuty, gdzie na każdym rogu widać Starbucksa, McDonalda, KFC i markowe sklepy t.j. Prada, Polo Ralph Lauren i inne. Całe miasteczko zalane jest restauracjami serwującymi przepyszne indonezyjskie jedzenie (o tym póżniej :), klubami nocnymi, kawiarniami, salonami Spa i biurami informacyjno-turystycznymi. Szybko dowiadujemy się, że na Bali można robić praktycznie wszystko czego dusza zapragnie – mają tu fantastyczne warunki do uprawiania sportów wodnych (szczególnie popularny jest surfing, nurkowanie i rafting), a także lądowych (jazda konna, trekking po wulkanach). Przytłoczeni ilością możliwości oferowanych przez lokalne biura podróży, decydujemy się na wynajem skuterka i samodzielne eksplorowanie wyspy:)
Jazda skuterkiem po zatłoczonych ulicach Bali to prawdziwa walka o przetrwanie i lekcja pokory. Okazuje się, że z dwóch pasów można swobodnie zrobić sześć albo i więcej, a ogólnie przyjęty ruch lewostronny czasami zamienia się w prawostronny – ogólnie rzecz biorąc pierwszą zasadą na drodze jest brak zasad więc warto mieć tak zwany łeb na karku i oczy dookoła głowy :) Uczymy się wąsko wchodzić w zakręty i trąbić na wszystko co się rusza!