CIEKAWOSTKA Z NOWEJ ZELANDII:
Nowa Zelandia to kraj kiwi. I bynajmniej nie chodzi tutaj o owoc, ale o niewielkiego ptaszka – nielota. Dokładnie nie wiadomo dlaczego kiwi jest symbolem Nowej Zelandii, ale jego maskotka znajduje się prawie w każdym sklepie a miejscowi są dumni, że nie mówi się o nich „Nowozelandczycy”, ale „Kiwi”. To tak jakby na Polaków mówiono „Orły”, albo Eagles – trochę śmiesznie ;)
W deszczu i z lekką gorączką przejeżdżamy zachodnim wybrzeżem Wyspy Południowej. Mijamy m.in. dwa lodowce, Franz Josef i Fox, które swoimi jęzorami schodzą na wysokość kilkuset metrów n.p.m. Podobnie jak w pozostałych regionach świata, lodowce kurczą się ze względu na ocieplenie klimatu i lokalny krajobraz ulega przez to ciągłej zmianie.
Po drodze zatrzymujemy się na nocleg w urokliwej miejscowości Hokitika, w której serwują super pizzę i kontynuujemy oglądanie trylogii Władcy Pierścieni (która kręcona była właśnie w Nowej Zelandii) – jej oglądanie w tutaj to sama przyjemność. Paweł jak zwykle chodzi spać wcześnie, a my wspólnie z Agatą i Mirkiem upewniamy się, że w aucie nie zostały żadne pełne wina ;)
Następnego dnia docieramy do Wanaki – miasta w którym spędzimy 2 noclegi w komfortowym hotelu o nazwie Base. Jest to mniejsze z 2 dużych centrów sportów ekstremalnych – z których znana jest Nowa Zelandia. Zaczynamy na spokojnie, ponieważ zwiedzamy samo miasto położone nad jednym z wielkich jezior polodowcowych. Miasteczko ma formę kurortu – widzimy dużo starszych ludzi, po raz pierwszy od wyjazdu z Polski spotykamy Polaków… którzy od 30tu lat mieszkają jednak w Australii.
I tutaj Tomek w końcu wyciąga ulotkę, którą okazało się, że podchwycił jeszcze w Wellington, ale nikomu nic nie mówił.. Ulotka mówiła o możliwości lotu nad jeziorem sportową awionetką – to na nikim nie robi wrażenia, ponieważ oferta nie wyróżnia się z innych. Jednak co czyniło ją inną od wszystkich to możliwość pilotowania samolotu przez cały okres lotu (pół h) – oczywiście poza startem i lądowaniem. I Tomek się na termin umówił i na lotnisko pojechaliśmy. Okazało się, że samolot w rzeczywistości jest bardzo lekki, klasa ultralight, waga bez paliwa – 350 kg. Jak Tomek samolot zobaczył, to o reszcie świata zapomniał. Wsiadł, instruktaż i polecieli. Podczas trwającego pól h lotu można było zobaczyć jeziora, góry, rzeki, ale Tomek nic nie oglądał tylko o samolocie gadał z panią instruktor. Jak wrócił, to gadał jak najęty, wiedział już ile kosztuje kurs na licencję pilota, ile trwa i co obejmuje ;)
Widząc w co pakuje się jej mąż, Agata nie odpuściła i też chciała samolot popilotować. Więc instruktorka zabrała i ją w podróż w przestworza, gdzie każdy mały podmuch pokazywał, że nie jest to pasażerski Airbus serii 380. I wyszedłem na tym dobrze, bo mam już przyzwolenie od żony na zrobienie licencji pilota ;)))
Wanaka i jej atrakcje bardzo nam się spodobały, zwłaszcza, że w końcu podziwiamy Nową Zelandię przy pełnym słońcu. A Wanaka to dopiero przedsmak przed Queenstown, centrum produkcji adrenaliny, miejscem gdzie wynaleziono między innymi Bungee! ;)
Elementy praktyczne:
Nocleg w Hokitice: 55 NZD / pokój dwuosobowy, hostel, Mountain Jade Backpackers – bardzo przyjemny hostel, ale w pokoju zepsuł się grzejnik, co nie było najbardziej przyjemne ;(
Nocleg w Wanaka: Base Backpackers, bardzo przyjemny hotel, cena 81 NZD (210 PLN) / pokój dwuosobowy za noc
Lot awionetką – 1 osoba, pół h, 270 NZD (700 PLN) / osobę, Firma UFly