Ciekawostka:
Bedac w drodze pomiedzy Sajgonem, a delta rzeki Mekong zauwazylismy nietypowe zjawisko – pojedyncze groby, przypadkowo „porozrzucane”po zielonych polach, a nie jak w wiekszosci krajow umiejscowione zbiorowo na cmentarzu. Jak dowiedzielismy sie od naszego przewodnika, Wietnamczycy chowaja swoich bliskich na kawalku ziemi, ktora do nich nalezy! Nigdy wczesniej sie z tym nie spotkalismy, wiec uznalismy ze zwyczaj ten jest warty opisania (wizualizacja na zdjeciach).
Do Wietnamu wybieramy sie spora ekipa – w sumie jest nas ponad 45 spragnionych przygody mlodych osob- w tym sami studenci i partnerzy z INSEADu. Wiekszosc z nas rezerwuje nocleg w tym samym hotelu – Family Inn, polozonym w sercu Sajgonu (oficjalna nazwa to Ho Chi Minh City). Jeszcze przed wyjazdem ktos decyduje sie zorganizowac dla calej ekipy dwa jednodniowe toury po Wietnamie, wiec bez zastanowienia decydujemy sie na nie zapisac.
Pierwszy dzien spedzamy w delcie rzeki Mekong – miejscu oddalonym ok.1,5 godziny jazdy autobusem od Sajgonu. Pierwsza rzecza, na ktora doslownie rzucamy sie po przybyciu na miejsce sa wietnamskie kapelusze o charakterystycznym stozkowatym ksztalcie – w koncu prawdziwi z nas turysci Na miejscu czeka juz na nas drewniana lodz, ktora bedziemy sie przemieszczac po rzece Mekong przez reszte dnia. Udajemy sie min na degustacje tradycyjnej herbaty wietnamskiej, ktora tradycyjnie pije sie z limonka i miodem. Degustacje herbaty umila nam spiew miejscowych kobiet i gra na lokalnych instrumentach. Mamy rowniez okazje skosztowac przepysznych owocow tj arbuza, mango, ananasa, starfruit (owoc przypominajacy ksztaltem gwiazde), dragonfruit (czyli w bezposrednim tlumaczeniu owoc smoka) i jeszcze pare innych, ktorych nazwy nie bylismy w stanie spamietac. Z lodzi przesiadamy sie na mniejsze 4-osobowe gondole, ktorymi przemieszczamy sie po waskich kanalach Mekongu. Tam mamy okazje zaobserwowac niezwykla przyrode tego miejsca – najwieksze wrazenie robi na nas przybrzezna roslinnosc (ciekawa odmiana palm z wystajacymi korzeniami). Po pewnym czasie przesiadamy sie na niewielkie powozy, dzieki ktorym mamy okazje zobaczyc zycie mieszkancow na prowincji. Ostatnim punktem wycieczki jest wizyta w lokalnej wytworni cukierkow, ktore sa przygotowywane z mleczka kokosowego w tradycyjny sposob. Poznajemy caly proces produkcji tych slodkosci, oraz ich smak, zjadajac je jeszcze na cieplo..Mniami! Na koniec spozywamy tradycyjny wietnamski lunch – grilowana rybe, sajgonki (przygotowywane przy stole ze swiezej ryby, miety oraz makaronu ryzowego), zupe a la pho oraz ryz i noodle z warzywami. Cala ta wyprawa wydaje nam sie dosc komercyjna, bo przywyklismy juz do tzw backpackingu czyli spontanicznego zwiedzania z przewodnikiem Lonely Planet, plecakiem i glowa pelna pomyslow:) Mimo wszystko udalo nam sie zobaczyc sporo atrakcji w relatywnie krotkim czasie oraz spedzic ten czas w wesolej kilkudziesiecioosobowej ekipie..
Bezposrednio po powrocie do Sajgonu udajemy sie w 6 osob na masaz. Jeszcze w autokarze nasz przewodnik bez zazenowania opowiada nam (zupelnie serio) o roznych rodzajach masazu, sposrod ktorych poleca w szczegolnosci blowjob, handjob i boom-boom (ich znaczenie mozna sprawdzic w google choc latwo domyslec sie o co chodzi:)). Sposrod bogatej oferty wybieramy jednak tradycyjny masaz calego ciala, w tym masaz stop oraz masaz przy uzyciu goracych kamieni.. Na miejscu dostajemy pizamki i udajemy sie na fotele do masazu, gdzie spedzamy najprzyjemniejsze 1,5 godziny tego wyjazdu:P Sprawne raczki malych Wietnamek potrafia czynic cuda;] Zrelaksowani udajemy sie pozniej na wspolny posilek, podczas ktorego gramy w kilkanascie osob w rozne pijackie gry (pijackie, bo przegrana oznacza oproznienie szklanki piwa do dna:)). I tak juz mocno rozweseleni ruszamy do lokalnego klubu Apocalipso Now, gdzie obserwujemy jak bawia sie miejscowi. Pomimo swietnej muzyki, wyjatkowo trudno jest sie nam poruszac na parkiecie, ze wzgledu na niesamowite tlumy (trudno jest nawet podniesc reke podczas tanca!:)) Klub w sumie niczym nie rozni sie od tych w Polsce, moze poza jednym szczegolem – wzdluz baru widac spora grupe „gotowych do pracy” kobiet.. Wieczor spedzamy na integracji, rozmowach i tancu...
Kolejnego dnia udalismy sie na zorganizowana wycieczke, ktora w programie miala zwiedzanie tuneli Cu Chin, polozonych 50 km na zachod od Sajgonu. Siec tuneli byla wykorzystywana jako schronienie przez oddzialy Vietcongu podczas wojny wietnamskiej. Mielismy okazje przejsc jednym tunelem, zobaczyc kuchnie i sypialnie z ktorych podczas wojny oprocz zolnierzy korzystali rowniez cywile, a takze zapoznac sie z wyrafinowanymi pulapkami i narzedziami tortur wykorzystywanymi do zabijania/ maltretowania amerykanskich zolnierzy (ludzka wyobrazna w zakresie niszczenia wroga wydaje sie nie znac granic, a Wietnamczycy w swej kreatywnosci zdecydowanie przerosli nasze najsmielsze oczekiwania!) Przewodnik pokazal nam rowniez sekretne wejscie do tunelu, ktore bylo niezwykle malych rozmiarow (ok. 25x45cm!). Jak sie dowiedzielismy Wietnamscy zolnierze byli stosunkowo niewielkich rozmiarow i wazyli niespelna 55kg! Generalnie miejsce warte jest zobaczenia ze wzgledu na wartosc historyczna, na nas jednak nie wywarlo szczegolnego wrazenia.. Po powrocie do Sajgonu Tomek udaje sie na dluzszy spoczynek – ze wzgledu na dolegliwosci zoladkowe spedza wieczor w lozku ogladajac Australian Open Tennis Championship, a Agata oddaje sie przyjemnosciom w salonu masazu:)
Ostatni juz dzien w Wietnamie spedzamy na zwiedzaniu Muzeum Wojny Wietnamskiej i robieniu zakupow. Muzeum jest warte odwiedzin –co prawda malo w nim faktow za to sporo wstrzasajacych zdjec, propagandowych tresci i niecheci do Amerykanow. Nastepnie udajemy sie na lokalny targ – Ben Thank market , gdzie mozna kupic praktycznie wszystko – ubrania (w tym tani Armani:)), jedzenie, pamiatki i wiele innych. Sam Sajgon robi na nas bardzo pozytywne wrazenie – pomimo tego iz w kraju panuje komunizm, miasto przypomina kapitalistyczna metropolie z mnostwem sklepow (w tym eksluzywny sklep Louis Vuitton), restauracji, kawiarni. O panujacym ustroju przypominaja jednak propagandowe bilbordy i flagi, wszystkie oczywiscie w kolorze czerwonym z charakterystycznymi symbolami komunizmu - gwiazda , sierpem i mlotem. Przed wyjazdem udajemy sie na Pho Bo – czyli tradycyjna zupa wietnamska z wolowina, makaronem i swiezymi ziolami/ warzywami. Zadowoleni z 3-dniowego pobytu w Wietnamie wracamy do naszej singapurskiej rzeczywistosci:)
Informacje praktyczne:
Lot z Singapuru do Sajgonu trwa ok, 1,5 godziny. Bilet powrotny tania linia lotnicza Tiger Airways kosztuje dla naszej dwojki PLN 1400.
Nocleg w hotelu Family Inn: PLN 150zl/ dobe za pokoj dwuosobowy (warunki godne polecenia).
Kazda z opisanych wyzej wycieczek to koszt USD 20 od osoby (brak szczegolow dotyczacych ich organizacji wynika z faktu, ze to nie my sie tym zajmowalismy).
Warte polecenia restauracje: Restaurant 13 i siec Pho24 – przystepne ceny i smaczne lokalne jedzenie.